Wrzodziejące zapalenie jelita grubego – już sama nazwa tej jednostki chorobowej przyprawia mnie, i nie tylko mnie, o dreszcze. A już na pewno nie napawa optymizmem, kiedy słyszysz tą nazwę podczas diagnozy swoich schorzeń, które tyle czasu nie dawały ci spokoju. I z tą nazwą, dźwięczącą mi w świadomości, starałam się funkcjonować przez kilka ładnych lat, bo od 2009 roku. Dużo bardziej wolałam jej łacińską wersję Colitis Ulcerosa. Dzięki tej niezrozumiałej nazwie osoby nie będące w temacie, kompletnie nie wiedziały o co chodzi. Ale nie tylko wydźwięk nazwy mojego schorzenia doprowadzał mnie do uczucia wstydu. Same objawy też nie należą ani do przyjemnych, ani „marketingowych”.
Muszę przyznać, że miałam to szczęście trafiać na sympatycznych lekarzy, którzy pomagali mi jak mogli, poświęcając przy tym swój czas nadprogramowo, ponieważ potrafiłam przesiedzieć w gabinecie nawet godzinę i to podczas wizyty na fundusz. Poza kilkoma przypadkami oschłych i ciężkich w kontakcie lekarzy, na prawdę nie mam na co narzekać. Jednak pomimo tej miłej atmosfery i troski z ich strony, to właśnie oni coraz bardziej utwierdzali mnie w przekonaniu, że moje schorzenie jest nieuleczalne i jedynie zażywanie leków do końca życia pomoże mi w miarę normalnie funkcjonować…
Przez jakiś czas uwierzyłam w to i pogodziłam się ze swoim losem. Starałam się pomimo swoich dolegliwości normalnie pracować, prowadzić dom i korzystać z życia. Nawet pomimo bardzo nieprzyjemnych i demobilizujących pytań ze strony lekarzy, typu „czy ja w ogóle jestem w stanie pracować?”… Lekarze muszą sobie uświadomić, że takie słowa kodują w naszym mózgu przeświadczenie, że jeśli zdiagnozuje się u mnie poważne schorzenie, to już nic ze mnie nie będzie!!! Stawiają nas w ten sposób na pozycji straconej i z góry przegranej, a dodatkowo uzależnionej od ich wiedzy i sposobu leczenia, na który akurat mają odgórne pozwolenie… Mam wrażenie, że narzucony schemat leczenia jest ważniejszy, niż dobro i zdrowie pacjenta 🙁 Czy tak to właśnie ma wyglądać?? Wierzę, że robią to nieświadomie, dlatego staram się to rozumieć.
Życie w kraju, w którym opieka zdrowotna jest bezpłatna wydaje się być bardzo wygodne. Czujemy się zaopiekowani i bezpieczni, bo kiedy zajdzie taka potrzeba, są ludzie, którzy mają obowiązek nam pomóc. I to z wygody właśnie przerzucamy swoją odpowiedzialność za własne zdrowie na lekarzy i personel medyczny. Tak jesteśmy wychowani, że od spraw zdrowotnych są specjalnie wyszkoleni ludzie, a my lepiej nie bawmy się w tak poważne tematy…
Tylko co się dzieje, kiedy nasze zdrowie zaczyna na prawdę poważnie szwankować? Kiedy pada diagnoza choroby „nieuleczalnej”, albo pada kilka różnych diagnoz w zależności od lekarza, do którego akurat się udamy. Co się dzieje kiedy tak bardzo wygodne leki, które wystarczy jedynie kupić i regularnie zażywać, zaczynają przynosić bardzo nieprzyjemne skutki uboczne, albo reagować ze sobą nawzajem, bo zamiast mniej, dostajemy coraz więcej recept na coraz to nowe lekarstwa? Nasze ciało, umysł i dusza zaczynając się gubić. Panuje wszechobecny chaos, bo źle się czujemy, nic nam nie pomaga i właściwie nie wiemy z jakiego powodu.
Ten stan staje się tak nieznośny, że dopiero wtedy zaczynamy szukać na własną rękę. Tak też było w moim przypadku. Dopiero gdy kolejna sterydoterapia, która owszem zaleczyła moje jelita, ale przyniosła po odstawieniu leków tak beznadziejny stan psychiczny i emocjonalny, że dopiero psychoterapia i wsparcie moich najbliższych postawiło mnie na nogi. Widocznie musiałam przejść ten nieprzyjemny etap w życiu, aby powiedzieć stanowczo dość!
Dość zdawania się na „wygodne” leki.
Dość zadawania bezsensownych pytań „dlaczego ja?”.
W końcu zadałam sobie pytanie „co mogę zrobić, aby to zmienić?”.
Mówi się, że kto szuka ten znajdzie. A kiedy zaczynamy to robić, nagle otwierają się nam oczy, które widzą tyle innych możliwości leczenia, że nie wiadomo od czego zacząć.
Ogrom możliwości leczenia jelit, poza schematem medycyny konwencjonalnej, jest tak duży, że chaos nabiera w siłę. Na prawdę ciężko jest się wtedy zdecydować co najpierw, kiedy i w jaki sposób. Potrzebna jest w tym miejscu kompetentna osoba, która pomoże nam coś wybrać. Polecam dietetyków, którzy specjalizują się w medycynie funkcjonalnej, ponieważ to specjaliści, którzy patrzą na człowieka jak na całość. Nie ma tutaj podziału na organy. Jest cały organizm, którego organy są ze sobą połączone w nierozerwalny sposób. Jest też sfera emocjonalna, która także musi być uleczona jeśli chcemy prawidłowo zadbać o nasze zdrowie, dlatego równocześnie z konsultacją u odpowiedniego dietetyka (bo nie każdy taki jest), należy udać się na psychoterapię.
Moim zdaniem WZJG to choroba, która jest następstwem zarówno złych nawyków żywieniowych, jak i złych nawyków emocjonalnych. O bezpośrednim połączeniu jelit z mózgiem i naszymi emocjami pisałam już wcześniej (klik). Zależność pomiędzy emocjami, a jelitami zachodzi w obydwie strony. To znaczy, że kiedy nasz stan emocjonalny jest kiepski, nasze jelita to odczuwają i odwrotnie – kiedy stan naszych jelit jest nieciekawy, wówczas cierpi na tym nasze samopoczucie. Dlatego tak ważne podczas podjęcia leczenia naturalnymi metodami jest równoczesna zmiana nawyków żywieniowych jak i praca ze sobą, swoimi emocjami, konfliktami wewnętrznymi i podświadomie zakodowanymi schematami zachowania, które nam po prostu szkodzą.
Nie ma czegoś takiego jak uniwersalna recepta na uzyskanie remisji choroby w naturalny sposób, ponieważ każdy przypadek jest inny. Nasze organizmy mogą różnie reagować na tą samą substancję, bo przecież żyjemy w różnych środowiskach zewnętrznych, mamy różne mikrobiomy naszych jelit (klik), prowadzimy odmienne style życia, walczymy z różnymi konfliktami emocjonalnymi…
Obserwacja swojego ciała i słuchanie tego co do nas mówi oraz weryfikacja tych informacji z wiedzą na temat anatomii człowieka (klik), którą musimy zdobyć na własną rękę, to jedyna metoda, aby sobie pomóc. Zamiast uzależniać swoje zdrowie od wiedzy lekarza, zacznijmy samodzielnie podejmować decyzje. Lekarze, pomimo swojej specjalistycznej wiedzy medycznej, przecież nie są w stanie podczas 15-minutowej wizyty raz na pół roku poznać na tyle nasz organizm, aby właściwie mu pomóc.
Tyle ile jest pacjentów z CU, Crohnem, Zespołem Jelita Drażliwego czy innym nieswoistym zapaleniem jelit, tyle jest różnych przypadków i indywidualnych form przechodzenia przez te choroby, ale też doprowadzania do tych schorzeń. Geny to jedno, ale to nasze działania decydują o tym czy choroba się uaktywni, czy też nie.
Każdy chory wypracował swoje schorzenie w inny sposób. I nie chodzi tutaj o obwinianie samego siebie o to, że doigraliśmy się choroby, ponieważ robiliśmy to nieświadomie. Nasze kiepskie nawyki żywieniowe są przecież ogólnie zaakceptowane przez społeczeństwo. Z każdej strony jesteśmy bombardowani reklamami śmieciowego, przetworzonego jedzenia, a człowiek jest tylko człowiekiem więc skusi się raz, drugi, trzeci, aż wypracuje w sobie nawyk sztucznie wzmacnianych doznań smakowych. Na tym właśnie żerują firmy produkujące przetworzoną, wypchaną po brzegi chemią i cukrem „żywność”.
Oprócz niewłaściwego odżywiania, pozostaje jeszcze kwestia niewłaściwego trybu życia, czyli tak zwanej higieny życia, której również nie jesteśmy świadomi. Żyjemy często na przekór wielu zasadom, którymi rządzi się Matka Natura, a im dłużej to robimy, tym większe są tego konsekwencje. Rozchwiany zegar biologiczny, nadmiar obowiązków i stresu (klik), bardzo ubogie lub praktycznie żadne życie duchowe (i wcale nie mam tu na myśli jakiejkolwiek religii), to tylko niektóre z nieświadomych, niekorzystnych dla zdrowia zachowań. Dodatkowo negatywne emocje, z którymi czasami kompletnie sobie nie radzimy, również nie sprzyjają zachowaniu choćby resztek naszego zdrowia.
Ale teraz, kiedy jesteśmy już tego świadomi, możemy działać! 🙂
Pamiętajmy, że jesteśmy tym co jemy. Jesteśmy tym co myślimy. Jesteśmy tym co czujemy.
Jeśli chcesz razem ze Zdrową Brzózką świadomie zadbać o swoje zdrowie, wpisz się do newslettera 🙂
[mc4wp_form id=”1736″]
Witaj. Masz rację co do kiszonek. One ratują naczynia krwionośne przed zwapnianiem, co najgroźniejsze jest zwłaszcza wobec najcieńszych naczyń jakie posiadamy. Najwięcej ich w nerkach wątrobie i właśnie jelitach. Wszystko dlatego że w kiszonkach znajduje się witamina K2MK7 która w połączeniu z witaminą D3 wspiera trawienie i powoduje przekierowanie wapnia do kości, także z układu krwionośnego. Pomaga nawet takim jak ja mającym problem z wywoływaną genetyką chorobą wątroby. Masz też rację że warto samemu gotować,l aby jeść to co zdrowe, oraz nie warto zdecydowanie zabijać się dla spraw które już po roku często okazują się zupełnie odległe i całkiem nie ważne. Sto procent racji także w tym, że idąc do lekarza warto wiedzieć co nam dolega. Dodał bym do tego jednak że warto także znać przyczyny powstawania choroby którą się nosi. Jeśli chodzi o to za mało współczesna medycyna stara się aby je poznać. Bardzo marna diagnostyka w zakresie wykrywania uczuleń, brak odpowiedzialności na etapie dodawania różnych świństw, oraz brak prawnych zakazów aby je dodawać (np nanometrowej wielkości cząstki metali mogące wywołać groźne choroby jelit, a dodawane podobno do niemieckich czekolad, aby te nie zmieniały koloru po zbyt długim leżeniu na półce) Brak wiedzy także o substancjach wywołujących reakcje uczuleń pokarmowych, powodują że lekarze niewiele są w stanie nam pomóc. Stosuje się wprawdzie rozmaite pobierania próbek do badań, także z polipów w jelitach, ale nigdy nie słyszałem aby oznaczano np skład pobranej próbki, a nie jedynie mikroskopowo oglądano próbkę na wypadek zmian chorobowych. Tak w jelitach jak i innych organach dla ich prawidłowej pracy ważne jest aby materiał posiadał wystarczającą ilość metali, i innych pierwiastków, oraz aby nie występowały ich nadwyżki. Nikt jednak takich badań nie robi, choć np chromatografia gazowa jest znana od bardzo dawna i z powodzeniem stosowana w przemyśle. Skutki? Nadwyżki jednych pierwiastków lub niedobory innych np z powodu złego „nowoczesnego” odżywiania się mogą prowadzić do ciężkich a nawet śmiertelnych chorób. Często latami osoby posiadające alergie na wybrane pierwiastki (zwłaszcza groźne są nikiel i nadwyżka selenu, oraz wszystkie metale ciężkie) powodują bardzo ciężkie choroby jelit. Tymczasem nikt nie bada jak jest u konkretnych chorych. Więc niby mamy służbę zdrowia. Ale mało kompetentną i bezradną gdy choroba jest ponadstandardowa. Kilkanaście lat czekałem na prawidłowe diagnozy, co z pewnością spowodowało że choroba miała szybsze postępy. To wszystko warto wiedzieć. Kto nie wierzy niech poczyta w necie o uczuleniach na nikiel, lub np nadwyżce i braku selenu. Np tu http://bazawitamin.net/ tu http://www.alergicusdent.pl/substancje-wyzwalajace-reakcje-nadwrazliwosci-pokarmowej/ lub tu https://dieta.mp.pl/zasady/74852,selen
Bardzo mi przykro, że tyle to trwało. Mnie najpierw leczyli na hemoroidy. Dopiero gdy pojawiła się wysoka temperatura, a w morfologii wyszły cuda, zmienili trop. Ale pomimo bardzo ciężkich momentów związanych z tą chorobą, śmiało mogę to teraz powiedzieć, że cieszę się, że to jednak jelita. Bo kiedy choruje inny narząd, szuka się przyczyn choroby wszędzie tylko nie w jelitach. A to tutaj właśnie wszystko się zaczyna…
Super strona, gratuluję 🙂
Trzeba też pamiętać, że choroba ta może być uwarunkowana genetycznie – tak jak u mnie (dzięki babciu :D). CUdowny jestem od marca, ale leczono mnie przez 5 lat na jelito drażliwe.. Przed zmianą lekarza usłyszałem, że mam nerwice przez komputer. Miarka się przebrała zmiana lekarza, a co za tym idzie natychmiastowa diagnoza :-)))
Również uważam, że jelita to ta „lepsza” opcja choroby, ponieważ chyba żadnego innego narządu (pomijając żołądek itp.) nie wyciszymy tak samo dietą.
Dzięki Kuba 🙂
Geny genami, ale czy dany zapis się uaktywni to już nasza w tym głowa. CU uczy mnie pokory i szacunku do ciała. Nie jest to łatwa nauka, ale niezwykle inspirująca 😉 Odpowiednią dietą możemy wyciszyć wiele chorych narządów, tylko kto pomyśli o zmianie diety w przypadku bolących stawów? 😉
Witaj,
Ta strona daje mi nadzieję, że jest inna droga niż wagon leków. Od początku diagnozy lekceważyłam ją i bez przekonania łykałam leki. Teraz mam inną drogę. Przez terapeutę zostałam skierowana do osoby, która zajmuje się medycyną holistyczną. Pierwszy raz zrobiłam badania kompleksowe prawie za tysiąc złotych, których wyniki były zatrważające. Ordynator gastrologii, mój lekarz prowadzący, nigdy nie zalecił takich badań. Zawsze powtarzał, że dieta nie ma znaczenia… Okazało się, że w organizmie są potężne braki podstawowych witamin i innych substancji. Rozpoczynam proces suplementacji, pełna nadziei i wiary w to, że się uda. Wiem, że to jest droga, która konsekwentnie trzeba podążać. Oczywiście zmiana nawyków żywieniowych to podstawa, chociaż zawsze dbałam o dietę. Twój blog dodaje mi odwagi, ponieważ nie ukrywam, że boję się nawrotów CU. Dziękuję za tę stronę, pomagasz wielu osobom uwierzyć, że można normalnie żyć, choć wymaga to więcej wysiłku niż łykanie leków. Powodzenia!
Karolina, bardzo Ci dziękuję za ciepłe słowa 🙂 Trzymam mocno kciuki aby wysiłek, który wkładasz w powrót do zdrowia, przyniósł prędko długotrwałe efekty! Życzę zdrowia i niezachwianej pogody ducha 😉